Agata, roztrzęsiona matka trzyletniego chłopca o imieniu Julek, podzieliła się z nami swoją dramatyczną historią. Opisuje, jak jej syn, który zawsze był pełny życia, nagle przerodził się w wystraszoną, niespokojną istotkę. Zaczął nocą moczyć łóżko, kciuk stał się dla niego stałym źródłem pocieszenia, a paznokcie stały się jego ofiarami gryzienia. Niepokojące były także siwe włosy, które pojawiły się na głowie małego chłopca. Na próbę rozmowy na temat pewnej kobiety, reagował skrępowaniem i zasłanianiem oczek.
Zaniepokoiło to również innych rodziców, którzy również dostrzegli na ciałach swoich pociech siniaki i inne niepokojące znaki. Wszystkie te odkrycia doprowadziły ich do zgłoszenia sprawy do prokuratury i rzecznika dyscyplinarnego kuratorium. Niestety, po analizie sprawy, postanowiono ją umorzyć.
– Moje dziecko z przyjemnością zaczęło uczęszczać do przedszkola przy Szkole Podstawowej im. Ireny Kosmowskiej w Krasieninie – wspomina Agata. – Było to miejsce dobrze mu znane, ponieważ przez ostatnie dwa lata codziennie odwoziłam tam i odbierałam jego starszą siostrę. Jednak od września tego roku zatrudniono tam nauczycielkę o nazwisku K., której podejście do dzieci od samego początku mi się nie podobało – dodaje nasza Czytelniczka. – Już podczas pierwszego spotkania, na dniach adaptacyjnych, nie pozwoliła mi pożegnać się z moim synem. Po tym jak odebrałam go po pierwszym dniu, zauważyłam, że spał zasłaniając uszy swoją małą ręką, na której były widoczne siniaki. Przedszkolanka sama przyznała, że „musiała przy nim siedzieć, aż zasnął”. Wtedy był w straszliwym stanie emocjonalnym i błagał mnie tylko, abym go zabrała do domu. Pani K. twierdziła, że to było spowodowane „zmęczeniem”, bo uciekł jej z przedszkola i musiała za nim biec dookoła szkoły.